Andrzej Sapkowski, Nowa Fantastyka 166/1996

SPRAWA: Konrada T.Lewandowskiego uwagi o Grombelardzie Kresa (NF 3/96)

FAKTY: uśredniona głębokość wszystkich istniejących na naszej planecie
mórz wynosi 3790 m. Przeciętna wysokość suchych lądów wynosi 840 m n.p.m.
Objętość Wszechoceanu jest 11 razy większa od objętości lądu suchego.

TEZA: gdyby zebrać wszystkie lądy, załadować je na taczki i wrzucić do
głębin Wszechoceanu, powierzchnię całej kuli ziemskiej pokryłaby woda o
głębokości kilku tysięcy metrów.

WNIOSEK: wrzucanie lądów do morza należy uznać za idiotyzm.

W dzisiejszym odcinku, drodzy adepci, zajmiemy się sprawą tworzenia
światów, w których nasza założona fantasy ma się dziać. A teraz uwaga:
tworzenie dobrych światów jest niemożliwe. Na przeszkodzie stoi nauka
zwana epistemologią, u podstaw której leży teza o niedoskonałości
poznania. Niezdolnyś poznać, więc niezdolnyś tworzyć światy. A jeśli
zaprzesz się nogami i stworzysz, zawsze się ktoś przyczepi.
Powyższe twierdzenia ilustrował będę (wyjątkowo) nie własnymi
enuncjacjami, lecz cudzymi wypowiedziami, ogłoszonymi drukiem w NF 9/95.

Oto Feliks W.Kres, pisarz fantasy, stworzył świat, którego część nazwał
Grombelardem. Do tegoż Grombelardu zgłosił szereg zastrzeżeń Rafał
A.Ziemkiewicz. Lista zastrzeżeń Rafała jest długa i precyzyjnie
punktowana, wydawałoby się, idzie o szczegóły. To nieprawda, jasne jest,
że idzie o ogóły. Zamaskowany wniosek Rafała brzmi: oto macie koryfeusza
gatunku fantasy i stworzony przez niego świat. I co my wiemy o tym
świecie? Nic. Autor nie informuje nas ani o podstawowych gałęziach
przemysłu Grombelardu, ani o wysokości produktu narodowego brutto, ni o
głównych uprawach, ni o liczebności stad hodowlanych. Ani słowa o bilansie
płatniczym, ba, nie znamy nawet wysokości oprocentowania kredytów w
bankach, nie wspominając o założeniach polityki podatkowej. Też mi świat,
od A do Z wyssany z palca, prymitywna literacka utopia, jakże typowa dla
prymitywnych autorów zajmujących się prymitywną literaturą miecza i magii.
Reakcja Kresa zaciekawia mnie i zadziwia zarazem, albowiem nieodmiennie
ciekawi mnie i dziwi, ilekroć ktoś robi to, na co ja nigdy bym nie wpadł.

A przecie i ja mogłem spotkać się z podobnymi zarzutami. Gdzieś tam
wspomniałem, że Yennefer jest właścicielką sklepu z kosmetykami. Gdyby
jednak ktoś zarzucił mi, że nie podaję ani cen, ani marży, ani utargu
dziennego tego sklepu, ani wysokości odprowadzanych przez Yennefer
podatków, sięgnąłbym w odpowiedzi do dosłownego cytatu ze zbioru (bardzo
krótkiego) aforyzmów sierżanta Kiełbasy. Nie znającym sierżanta Kiełbasy
wyjaśniam, że był to p.o. wykładowcy w pewnej szkole podoficerskiej, znany
z odpowiedzi, jakich udzielał na zadawane przez elewów pytania. Pytany,
czemu Kałasznikow się zacina, co to jest liczba Macha albo dlaczego
doktryna wojenna naszej armii jest taka, a nie inna, sierżant Kiełbasa
odpowiadał krótko: „Pocałujcie mnie w dupę.”

Kres, zamiast zacytować sierżanta, kropi długi, acz niewątpliwie
zajmujący wykład o ekonomice Grombelardu. Ale mnie nie zmyli. To również
sierżant, tyle że zacytowany w grzeczniejszej wersji. Grzeczna odpowiedź
Kresa brzmi: To mój świat. Wymyśliłem go, by służył za tło przygód moich
bohaterów, osób, które naprawdę mnie interesują. Dla mnie, a dla
czytelnika zapewne również, ważny jest uśmiech Mony Lizy i jego
implikacje, a nie to, czy drzewka za jej plecami to oliwki, czy też może
tamaryszki, a wijąca się dróżka wiedzie do Orvieto, czy też do Fiesole.

Nie rozwodzę się nad ekonomiką Grombelardu, bo uważam to za rzecz
drugorzędną wobec fabuły. To jest moja licentia poetica. Spiritus flat,
ubi vult (Jan, 3,8). Jeśli zaś ktoś tego nie rozumie, jeśli komu to się
nie podoba, cóż, z czystym już sumieniem odsyłam do sierżanta Kiełbasy.
Kto trzeba, zrozumiał wypowiedź Kresa. Rafał, rzecz jasna, też.
Oczywizda, jak mawiał Hamilton w kontekście psa i gwiżdżącego kota. Dla
pozostałych, którzy nie zrozumieli – cóż: kłania się „Wulgata”: margaritas
ante porcos (Mateusz, 7,6). To samo dla nie wiedzących kim był Hamilton i
w co gwizdał psu kot.

Wśród owych pozostałych znalazł się Konrad T.Lewandowski, zwany
Przewodasem. Tenże, wspierając się znaną już nam epistemologią, zdruzgotał
Kresową Nibylandię. Podstawą do druzgotania był fakt, że w Grombelardzie
pada jak cholera.

Przewodas podszedł do sprawy naukowo. Zupełnie jak ów lemowski
abiturient z planety Andrygony, który niezbicie dowiódł Ijonowi Tichemu,
że jakiekolwiek życie na planecie Ziemi nie jest możliwe z uwagi na
zlodowacenie okołobiegunowe, padający śnieg i pływy oceaniczne.
Przewodas-Andrygon rzecze tak: deszcze, które Kres raczy wylewać na swój
Never-Never Land w krótkim czasie zatopiłyby i zmyły do morza cały ten
Grombelard, czyniąc tam niemożliwą jakąkolwiek egzystencję. Swoje wywody,
poparte groźną magią cyfr wynotowanych ze wskazań fantastycznych
deszczometrów, kończy Przewodas apokaliptyczną iście wizją wezbranych
rzek, zerwanych tam i rozszalałych żywiołów, zmywających do oceanu
wszystko oprócz krasnorostów.

Oczywizda (kot!), cała przewodasowska teoria niszczących wszelkie
życie deszczów jest andrygońska, t.j. głęboko bzdurna. Świat nie jest
bowiem zatkaną muszlą klozetową i nie przepełni się, choćby nie wiem jak
lało, a tam, gdzie tęgo pada, tam rośnie soczysta zieleń, a nie
krasnorosty. Krajobraz i klimat Grombelardu, Armektu i Dartanu do
złudzenia przypomina Gwynedd w Walii, gdzie na masyw Snowdonii leci
rokrocznie ponad 4000 litrów deszczówki na jeden metr kwadratowy. Jeśli
nie pada, to śnieży, dnie bez opadów liczy się na palcach. A doliny pod
Snowdon i Yr Widdfa są zielone i śliczne. Wodę z gór odprowadza nie
Bramaputra, lecz kilka rzeczek, przy których Noteć wygląda jak Mississippi
plus Missouri. Mimo tego ze świecą szukać w ujściach tych rzeczek
rozszałego wodnego piekła. A ludzie w Gwynedd żyją i gospodarzą od czasów
grubo wyprzedzających rządy króla Artura. Odnośne zarzuty wobec
Grombelardu nadają się więc do tego, w co gwizdał kot Hamiltona. Kłania
się przywołana przez krytyka epistemologiczna niedoskonałość poznania.
Krytyk sam padł jej ofiarą – dalece niedoskonale poznał przedmiot, który
krytykuje.

A wniosek, drodzy adepci pisania fantasy, zaprawdę powiadam wam, jest
następujący: w odniesieniu do Kresa, pisarza i wynalazcy Grombelardu,
epistemologia zastosowania nie ma, bo on nie poznaje, lecz tworzy. Może
z Grombelardem uczynić wszystko, co zechce. Może sprawić, że otworzą się
nad tą krainą upusty niebieskie, że będzie tam lało przez czterdzieści dni
i nocy, że wzbiorą wody i podniosą się bardzo nad ziemią, a z tego
kataklizmu ocaleją tylko nieliczni spryciarze, którzy w porę pobudowali
sobie arki. I jeżeli coś będzie można wtedy Kresowi zarzucić, to
postmodernizm, w danym teoretycznym przypadku trącący plagiatem z Księgi
Rodzaju.

A kto sądzi inaczej, niech mu kot gwizda.